niedziela, 12 października 2025

Akademia Łucznica

... to najlepsze miejsce do kreatywnego wypoczynku jakie znam. Gwoli ścisłości jedyne jakie znam, ale znając je nie mam potrzeby szukać innego, bo tu jest wszystko, co lubię: cisza, spokój, artystyczny klimat i przepiękna przyroda. Wokół dworku, wśród drzew i roślin, w pokojach gości, saloniku i na stołówce podziwiać można artefakty pochodzące ze wszystkich pracowni: ceramiki, wikliny, tkaniny artystycznej, batiku, mozaiki, papieru czerpanego... 








Między 12 a 17 września spędziłam swój urlop w Łucznicy na warsztatach "Sztuka relaksacji". Wybrałam te zajęcia z kilku powodów. Przede wszystkim chciałam odpocząć, a zorientowałam się, że w domu jednak nie potrafię. W domu ciągle myślę o tym, co mam do zrobienia, planuję co i kiedy powinnam zrobić i ciągle mam poczucie, że się nie wyrabiam, że zawalam, że czytam, leżę, albo dziergam, kiedy powinnam COŚ robić. Stale ktoś coś ode mnie chce: koty jedzenia, psy spaceru, reszta rodziny też... Czasem czuję się tym tak przytłoczona, że myślę, że chciałabym zniknąć. Ostatnią, dość nieoczywistą, ale dla mnie istotną zaletą Łucznicy jest prawie całkowity brak zasięgu. To naprawdę idealne miejsce, żeby zniknąć;-)






Szalenie interesujący wydał mi się program warsztatów: rysunek relaksacyjny (zentangle, mandale), kolorowanki, tworzenie nadruków na bawełnie, spacery po lesie, ognisko, wypoczynek na hamakach wśród drzew. Po prostu oczy mi się zaświeciły na opisy i zdjęcia zachęcające do udziału. Po prostu musiałam tam być. Nie będę opisywać dokładnie zajęć, po prostu wyszukajcie sobie w Internecie "zentangle". Fascynująca technika. Ja wsiąkłam. Teraz prócz dziergania, czytania, malowania po numerach, itp. mam jeszcze zentangle:-). Pokażę Wam parę zdjęć z wystawy na zakończenie warsztatów, powstały naprawdę przepiękne prace. Byłam urzeczona, jakie spektakularne efekty można osiągnąć stosując najprostsze rysunkowe wzory:








A tu moje prace:


Mandala w lewym dolnym rogu nieskończona, tak samo jak mandala malowana kropkami na podobraziu. Irytujące było, to, że nawet na warsztatach miałam poczucie, że nie nadążam, zrobiłam naprawdę niewiele w porównaniu z pozostałymi uczestniczkami... 

Na drogę i pobyt w Łucznicy wzięłam oczywiści włóczkę i druty. Sprułam TEN sweter, bo jednak na dłuższą metę się nie polubiliśmy. Gryzł, a prócz tego chyba był zwyczajnie za mały. Niby rozmiar M nie powinien być za mały, ale nie wzięłam pod uwagę, że moja włóczka to nie wełna - nie naciąga się po praniu. Dlatego tym razem wybrałam rozmiar L. Wykorzystałam ten sam wzór, bo uznałam, że jest idealny do mojej włóczki, to Hyde Park z Dropsa. Do odzyskanej włóczki dodałam jeszcze dwie cienkie nitki, jedną khaki i jedną bordo, dzięki czemu sweter wyszedł nieco ciemniejszy i chyba tak jest fajniej. Wczoraj wreszcie go skończyłam i dziś zabrałam do lasu na sesję fotograficzną:-)






Swetrowi towarzyszy biżuteria od m_myszka_art - naszej prowadzącej warsztaty w Łucznicy, wygooglujcie sobie, niesamowita artystka. Motywy były różne, ale ja zawsze najbardziej łasa jestem na koty;-)



I jeszcze moja bawełniana torba z warsztatów. Zrezygnowałam z tworzenia szablonu. Ale odbijanie  liści mi się spodobało:-)


Długo mi zeszło z tym swetrem, bo w wolnych chwilach bardziej ciągnęło mnie do rysowania, jak do drutów. Rysujemy i kolorujemy sobie z Florciem, jemu też bardzo spodobała się ta technika:-)





Książki w ostatnich tygodniach też mocno mnie absorbują, wróciłam do biblioteki i pożyczam pasjami, głównie thrillery i sensacyjne, wciągające, żeby tylko nie myśleć o dołującej rzeczywistości. O książkach opowiem następnym razem, bo to niezła kolekcja jest:-)


Trzymajcie się i do następnego:-)

niedziela, 21 września 2025

Shore Line

... z Dropsa okazało się na tyle fajnym wzorem, że zrobiłam według niego nie jeden, a dwa projekty. Karczek wychodzi fenomenalnie! Troszkę musiałam dostosować motyw do własnych potrzeb, ale i tak dzierganie z tym opisem to łatwizna:-)

Dziś, w sam raz na pożegnanie lata, na spacer do lasu wybrałam taki słoneczny zestaw:







Top (bluzka może?) powstał ze starej bawełny z odzysku, trzech motków szaro-beżowej Bomull-Lin, oraz wiążącej oba kolory cienkiej nici khaki, przerabiałam drutami 5,5 mm. Uważam, że całość jest super zgrana, a motyw fal pasuje idealnie. Jestem zadowolona z tego projektu również dlatego, że pasuje mi on do wielu różnych rzeczy z mojej szafy i jeszcze tego lata miałam całkiem sporo okazji, by się nim nacieszyć:-)

Drugi top, również z włóczek z odzysku (fantazyjna trawka z TEGO wdzianka oraz gładki bawełniano-akrylowy Kordek z TEJ tuniki plus inne pasujące kobaltowe, bo mi Kordka brakło), okazał się mniej zadowalający i nie znalazłam jak na razie dla niego dobrego zastosowania... Ale też czasu nie miałam za wiele, by szukać, zobaczymy w przyszłym sezonie co z tego będzie;-). Na razie zdjęcie tylko na wieszaku:


O moim urlopie w Łucznicy opowiem następnym razem, bo jeszcze nie zdążyłam zdjęć ogarnąć. Tymczasem życzę miłej niedzieli i dobrego nadchodzącego tygodnia!

niedziela, 7 września 2025

Czasem słońce czasem deszcz

... tymi mało oryginalnymi słowami mogę podsumować mijające lato. Nie wiem czy chcę się rozpisywać bardziej na ten temat... Bo były dobre i bardzo dobre chwile, fajne sytuacje, odwiedziny bliskich, parę naprawdę cudownych, ciepłych wieczorów kinowych na tarasie... Ale było też sporo stresu, nerwów i psychicznego obciążenia, z którymi radzę sobie coraz gorzej. A gdy mówię gorzej... to mam na myśli naprawdę bardzo, bardzo źle. I nie wiem jak to ogarnąć.

Dziergałam mało, ale udanie. Sprułam parę starych rzeczy i przerobiłam je na coś naprawdę fajnego. Co do tego sweterka miałam trochę wątpliwości, bo okazało się, że dzianina się skręca. Obawiałam się, że będzie mi to przeszkadzać do tego stopnia, że nie da się nosić, ale nie. Jest całkiem spoko. Dobrze mi w nim, przyjemnie się nosi i całkiem się polubiliśmy:-). Dziś po raz pierwszy po letniej przerwie pojechaliśmy na spacer i zdjęcia do lasu, więc mogę go pokazać:










Włóczka "Kordek" Xima (80%bawełna, 20% akryl, dł. 400m/100g), przerabiałam podwójną nitką drutami 5 mm (ściągacze 4 mm). Beżowa nitka odzyskana z TEJ tuniki, a żółta z TEJ sukienki. Oba naszyjniki przetrwały i pasują do nowego swetra:-).

Dżinsowa spódnica pochodzi z tzw. "drugiej ręki". Dominiki teściowa czasem podaje jej worki używanych ubrań, nie wiem skąd, całkiem za darmo. Możemy wybrać co chcemy, a reszta leci gdzieś dalej. No to wybieramy. Czasem są to rzeczy, które w sklepie ominęłabym szerokim łukiem, bo należą do kategorii "nie dla mnie". Jak ta spódnica. Nie nosiłam czegoś takiego od chyba 30 lat, a nawet wtedy nie trafiłam na tak idealną sztukę pod względem fasonu, koloru, jakości materiału i dopasowania. Do pracy w niej nie pójdę, ale w warunkach domowych cieszę się nią jak dziecko:-)

Miłego dnia i wspaniałego września:-) Mój, mam nadzieję, będzie właśnie taki. W piątek zaczynam urlop i będzie on zupełnie wyjątkowy, odezwę się jak wrócę i opowiem o wrażeniach.

niedziela, 13 lipca 2025

Tydzień destrukcji

OBCIĘŁAM brzoskwinię. No niestety, mszyce mnie pokonały. Brzoskwinia być może przeżyłaby inwazję, ale my mieliśmy dość. Ciągłego bzyczenia, tabunów much, os i pszczół, kapiącej dookoła lepkiej spadzi. Cienia żal, bo już w tym roku brzoskwinia naprawdę zacieniała taras od strony zachodu... Ale trudno. Zobaczymy co będzie w następnym roku. Mam mocne postanowienie czymś ją wzmocnić i pryskać profilaktycznie, także na kędzierzawość liści, może się uda ją wyleczyć...


ZLIKWIDOWAŁAM truskawki. Drugi rok z rzędu kiepsko owocowały. Też były chore, jak prawie wszystko u mnie. Nie wiem skąd te wszystkie zarazy. Kupiłam już chore, czy zaraziły się u mnie? Nie wiem. Z dwóch stron sąsiaduję z dzikimi nieużytkami. Może to dlatego? Po usunięciu truskawek odkryłam w ziemi mnóstwo gniazd mrówek, zlałam wrzątkiem ile mogłam. Nie wiem jak na uprawy wpływają mrówki... Zastanawiałam się nad dezynfekcją ziemi, ale chyba mnie to przerasta, więc posadziłam tylko aksamitki (podobno mają właściwości sanitarne), a brzegami posiałam fasolkę szparagową, sałaty i koper włoski, zobaczymy jak sobie poradzą w tym miejscu.


SPRUŁAM kolejną rzecz, której nie nosiłam, To był bardzo stary top z bawełny. Zrobiłam go jeszcze w czasach przedblogowych, więc naprawdę dawno temu. Nie nosiłam też od dawna. Od początku przeszkadzało mi, że się tak ściąga dołem. Doszywana plisa była po prostu za krótka, bo mi brakło włóczki. Nie podobało mi się, ale już tak zostało, bo nie miałam pomysłu, ani ochoty tego zmieniać. W tamtych czasach nie byłam jeszcze tak krytyczna wobec rzeczy, które sama zrobiłam;-)


Teraz do bawełny dodałam Bomull-Lin z Dropsa oraz do obu cienką bawełnianą nitkę khaki i robię fale. To gotowy wzór z GarnStudio, wizualnie bardzo mi się podoba to, co powstaje, ale jeszcze nie przymierzałam, więc nie wiem, czy na mnie też będzie dobrze;-)





Spokojnego nowego tygodnia i do następnego!